Ostrzeżona przez Bee, że przed seansem trzeba się wyposażyć w porcję chusteczek, wyruszyłam w piątek na anglosaską wersję „Nędzników”. Prasa francuska rozpływa się nad tym filmem od kilku dni, szukając nawet w dzisiejszym, realnym świecie ludzi, którzy odpowiadaliby charakterom z dziewiętnastowiecznej powieści Victora Hugo. I okazuje się, że o współczesnych „nędzników” i ich obrońców w dzisiejszej Francji wcale nie jest tak trudno. Są nimi chociażby Romowie, a obrońcy? Na przykład obecny burmistrz Paryża Bertrand Delanoe, który ostatnio wysunął projekt, aby tuż obok najbardziej snobistycznych klubów tenisowych oraz toru wyścigów konnych Longchamps w Lasku Bulońskim zbudować miejsce postoju dla Cyganów i aby ich dzieci uczęszczały do pobliskich szkół w 16 dzielnicy! O filmie sporo się też ostatnio mówi, gdyż pojawiła się nadzieja, że film ten zgarnie co najmniej kilka nagród podczas niedzielnej ceremonii Oscarów.
Bee napisała znakomitą recenzję z filmowej wersji musicalu, mnie natomiast zainteresowało to, co jeszcze on ze sobą niesie. Film rozpoczyna się bardzo sugestywnym słowem komentarza, że nareszcie, po wielu latach, we Francji znów zapanował pokój i monarchia. Jest rok 1815. Minęło zaledwie kilkanaście lat od wstrząsu jakim była rewolucja, upadek monarchii, ścięcie głowy Ludwikowi XVI, okresu terroru rewolucyjnego, wojen i ostatecznego upadku Napoleona. W Wiedniu podpisano pokój, ale europejscy monarchowie drżą przed Francją i jej rewolucyjnymi ideami, których ze społeczeństwa nie udało się przecież wykrzewić. To "drżenie" znakomicie ilustruje wypowiedź Metternicha, który mówi : „kiedy Paryż kichnie, Europa dostaje kataru”. Francja po kongresie wiedeńskim jest zmęczona, ale przede wszystkim podzielona na zwolenników Republiki, wolności i równości-spadkobierców myśli rewolucyjnych oraz tych, którzy za wszelką cenę chcą utrzymać monarchię, dominację Kościoła i własność.
Taki jest kontekst powieści Victora Hugo i w filmie widać, że Hooper jest wyraźnie zafascynowany ideałami wolnościowymi republiki, Francją i Paryżem. Po dwóch stronach barykady stają zwolennicy dwóch porządków, dwóch światów: aparat opresji i utrzymania status quo, którego przedstawicielem jest Javert, (ale który w filmie duszą staje po stronie ludu, gdy na barykadzie zdejmuje z piersi krzyż i kładzie go na piersiach martwego Gavroche'a) a po drugiej stronie, ofiary starego porządku: Jean Valjean, Fantina, Cosette i ci, którzy z tym starym porządkiem chcą walczyć -Marius i jego koledzy.
„Nędznicy” w wersji Hoopera, to również hymn na chwałę miasta Paryża, które zrywa się w filmie w 1832 roku i jeszcze wiele, wiele razy w swojej historii... Na jego barykadach ginie Gavroche, a z jego ścieków Jean Valjean wynosi na plecach Mariusa. Ale cały film nie miałby takiej siły, nie robiłby na nas takiego wrażenia, gdyby nie finałowa scena, w której cały Paryż zamienia się w jedną wielką barykadę, a na niej, z trójkolorowymi sztandarami w dłoniach stają razem bohaterowie filmu. Paryż republikański, Paryż wolny, Paryż- wzór demokracji dla całej reszty świata.
Czy jest to zwyczajny, porządnie zrobiony kostiumowy musical, czy też chodzi w nim o coś jeszcze? Czy trójkolorowy sztandar powiewający nad barykadą, w dzisiejszej Europie coś jeszcze znaczy? Francja jest nadal dziś, tak jak w czasach Victora Hugo rozbita na dwa obozy. Utraciła niegdysiejszy splendor, przestała być dla Europy i dla świata wzorem oszczędności i pracowitości. Krytykowany jest jej rozdmuchany system polityki socjalnej, ochrony zdobyczy socjalnych robotników, władzy związków zawodowych. Przestała być konkurencyjna, jej produkcja przenosi się na wschód Europy albo do Azji. Artyści i sportowcy uciekają przed płaceniem zbyt wysokich podatków. Ale ta anglosaska wersja "Nędzników" przypomina nam, że Francja to również spadkobierca najpiękniejszych idei rewolucji: wolności poglądów, równości, tolerancji, szacunku dla drugiego człowieka. I w filmie Toma Hoopera jest to wyraźnie widoczne. Bo przecież nie tylko warstwa estetyczna tego filmu jest ważna, ale również jego przepiękne przesłanie.