
Ale dowiedziałam się o tym dopiero po wjeździe do Auvers. Na ślady van Gogha trafiłam bowiem zupełnie przypadkiem. Otóż od moich przyjaciół bukinistów dowiedziałam się, że w Auvers sur Oise znajduje się od lat niezwykły antykwariat. Mieści się on bowiem… na rampie kolejowej, w wagonach!
„Jaskinię z książkami”, bo taką nazwę nosi antykwariat, znalazłam dość łatwo, rozlokowana jest ona bowiem tuż koło maciupeńskiego, niezwykle urokliwego dworca. Weszłam do środka... i wsiąknęłam w nią na dobre dwie godziny, próbując ogarnąć, liczące na moje oko, kilkudziesięciotysięczne zbiory. Sam antykwariat nie mieści się jednak jedynie w wagonach, główna sala antykwariatu została przekształcona z wielkiej hali starego dworca towarowego. Ale właśnie z niej wchodzi się w głąb wagonów.
![]() |
Wagon-antykwariat |
Tak wygląda wnętrze wagonu pocztowego |
![]() |
Fragment pomieszczenia głównego |
Całość zajmuje powierzchnię ok. 250 m2. Pomysł utworzenia tego bibliofilskiego raju zrodził się w głowie byłego pracownika wydawnictwa Bayard. Philippe Ferry, erudyta i bibliofil, którego dziś zastępuje jego przesympatyczny syn Antoine, postanowił na początku lat 90-tych wykorzystać to miejsce do przechowywania 5 tys. zebranych na rozmaitych pchlich targach paperbacków. Władze miasta uznały, że wybrany przez niego teren i tak nie nadaje się budowy, postanowił więc zwrócić się do działającego w miasteczku stowarzyszenia fanów kolejnictwa, aby zainstalować fragmenty szyn. Stare wagony zostały natomiast zakupione od poczty francuskiej. Wagony, poza książkami, zapełniono rozmaitego rodzaju bibelotami. I co tu dużo mówić, dla takich moli książkowych jak ja, to raj na ziemi… Znajdują się tam książki właściwie na każdy temat: sztuki, poezji, historii, filozofii, ale także słowniki, stare podręczniki szkolne, sporo bibliofilskich wydań- na przykład dzieła Kafki, Prousta…Kupiłam sporo, może kiedyś zdradzę tytuły. Na zdjęciu, Antoine pakuje zakupione przez mnie książki do kartonu…
![]() |
Antoine pakuje moje skarby |
Dalsza część popołudnia upłynęła już pod znakiem Van Gogha. Przede wszystkim udało nam się dotrzeć do oberży, w której zmarł malarz. Następnie zwiedziliśmy pałac w Auvers, gdzie została zrekonstruowana trasa Paryża impresjonistów, znakomicie udokumentowana, z makietami, fragmentami filmów, fotografiami z epoki. I wreszcie, wraz z kilkoma cudzoziemcami podążającymi w tym samym kierunku, wyruszyliśmy na cmentarz. Spodziewałam się pięknego grobu, kwiatów, słoneczników lub irysów a zastaliśmy grób porośnięty jedynie zielonym bluszczem. Grób dwóch braci Van Gogh. Nie wiem dlaczego jest aż tak skromny, ale chyba wszyscy byli odrobinę zażenowani, że grób być może najsłynniejszego malarza na świecie wygląda tak ubogo.
Urzekł mnie natomiast kościół Notre-Dame d’Auvers, malowany pod koniec życia przez Van Gogha. I to, że stałam dokładnie w tym samym miejscu z którego malował on.
Miasteczko żyje nadal tymi kilkudziesięcioma dniami spędzonymi tu przez genialnego artystę. W oknach, na wystawach, zobaczyć można obrazy słynnego artysty. W malutkim parku tuż obok dworca stoi rzeźba van Gogha wyrzeźbiona przez Ossipa Zadkina.
Miasto leży na niewielkim wzgórzu, wokół roztaczają się widoki na pola zarośnięte zbożem.
Pewnie tam jeszcze powrócę. Okolice Paryża to ukochane miejsca impresjonistów a ponadto, dowiedziałam się, że gdzieś w okolicach Roissy jest jeszcze jedna wioska książek...