Jednym z pierwszych było spotkanie zorganizowane z autorką « Marzi »- Marzeną Sową. Uwiodła mnie barwną osobowością, ciekawą narracją i bardzo specyficznym poczuciem humoru. Zadebiutowała przed kilkoma laty komiksami powstałymi we współpracy z partnerem i rysownikiem komiksowym Sylvainem Savoią, w których opowiada Francuzom swój świat dzieciństwa ze Stalowej Woli, czasy komunizmu i polskich obyczajów.
Już nie na scenie „polskiej”, ale „autorów” spotkało się dwóch tytanów współczesnej literatury: Olga Tokarczuk i Eric-Emmanuel Schmitt. I słuchając ich można było odnieść wrażenie, że wiele ich łączy. Rozmowa dotyczyła wartości, chaosu dzisiejszego świata, wagi mitów dla zbiorowej świadomości, zbrodni islamistów ekstremistów, szczególnie bolesnych dla naszej pisarki.
Czy literatura może nadawać sens porządkować moralny nieład, chaos? Czy może nas uczynić lepszymi?-padały pytania prowadzących.
Piszę-powiedział Eric Emmanule Schmitt- mimo, iż jestem świadomy, że książka nie zmieni mas, może jednak wpłynie choćby na jedną, jedyną osobę i ją uratuje. Piszę przeciwko głupocie, także własnej- przemocy, nietolerancji. Wtórowała mu Olga Tokarczuk, mówiąc, iż czytanie może nas zmienić, uszlachetnić. Na zakończenie francuski pisarz zapytał, czy publiczność zna bajkę Aphonse’a Daudet „Koza pana Seguin? - To taka bajka o kózce, która wybiera wolność, ucieka z zagrody, mimo iż wie, że po okolicy krąży zły wilk, oraz, że byń może ją zje. Ale potrzeba wolności jest silniejsza. „Wszyscy gdzieś tam na samym końcu przegramy życie-powiedział, ale trzeba walczyć, do końca, do świtu...”
Z kolei o Europie i szeroko pojętej Galicji i jej źródłach inspiracji literackich opowiadali trzej mistrzowie pióra: najbardziej polski, jak się o nim mawia, ze wszystkich Brytyjczyków czyli wybitny erudyta prof. Norman Davies, ukraiński pisarz Mitteleuropy Jurij Andrukowycz oraz nasz (albo może już czeski:) pisarz Mariusz Szczygieł. Najpierw wymieniono stolice europejskiej literatury, którymi są takie miasta jak Kluż, Triest, Sarajewo, Koszyce, Kraków, Wrocław, Praga Wiedeń i Budapeszt.
W pierwszej kolejności na pytania odpowiadał prof. Davies, zaproszony jako gość Wrocławia z
okazji wydania książki "Mikrokosmos". Opowiada w niej o trudnej i bogatej historii miasta Wrocławia, o jego korzeniach polskich i niemieckich oraz o nowym mieście, które utworzyło się po osiedleniu się w nim ludzi ze Wschodu. O swojej Galicji opowiadał też Jurij Andrukowycz, ale zapytany, czym była dla niego podwójna edukacja -rosyjska i ukraińska- obciążeniem czy też zyskiem obruszył się i podkreślił, że w Moskwie przebywał krótko, raptem dwa lata na studiach. A do tego, nie był zbyt dobrze akceptowany przez swoich rosyjskich kolegów-bo był z „zapadnoj” Ukrainy, a to nie jest już rosyjski świat.Natomiast powiedział bardzo ciekawą rzecz dotyczącą tożsamości narodowej Ukraińców, którzy dziś garną się do Europy. Lwów i inne miasta „zachodnie” są miejscami, które chętnie odwiedzają ci ze wschodniej części państwa-to tam szukają oni teraz swoich korzeni. Tym świadectwem przynależności Ukrainy do świata zachodniego są portrety Franciszka Józefa-chociaż nie ma sensu tych czasów mitologizować-żartował. Mówi cudownie po polsku, z lekkim akcentem na „ł”-ależ miło się go słucha!
Z kolei najdowcipniejszy z naszych polskich pisarzy czyli Mariusz Szczygieł, o Krakowie-jak chciał prowadzący-opowiadać nie chciał, pozostając w klimatach czeskich.
Na koniec każdy z pisarzy miał wymienić swoje ulubione miejsce we Francji i są to
Tarbes dla Mariusza Szczygła, Cognac dla Andrukowycza a profesor Davies wyznał, że dla niego jest to jezioro Bourget w Delfinacie,
I wreszcie, niewątpliwa gwiazda dzisiejszego dnia-Roman Polański- dał popis cudownego talentu gawędzenia z publicznością, skromności i szacunku dla słuchaczy, odpowiadając także pod koniec spotkania an właściwie wszystkie pytania publiczności. Opowiadał o swoich doświadczeniach w pracy nad tekstem literackim, wspominał współpracę z największymi aktorami Faye Dunaway i Jackiem Nickolsonem, żartował i zwracał się kilkakrotnie do obecnej na sali pani prezydent, która przyjechała z jego rodzinnego miasta Krakowa. Był dowcipny, czarujący publiczność niczym młody chłopiec.
Przyznał się, że „Pieśń o Rolandzie” była pierwszym utworem literackim jaki kiedykolwiek przeczytał. Przekonywał nas, że na początku swojej kariery nigdy nie myślał o pisaniu scenariuszy na podstawie utworów literackich. To przyszło z czasem-np. przy „Tess”, a później chociażby „Pianiście” musiał skorzystać z materiału literackiego, ale trzeba było sobie wyobrażać i dopisywać całe sceny zburzonej Warszawy, bo ich w opisie po prostu nie było. Sporo opowiadał też o pracy na temat swojego najnowszego filmu o kapitanie Dreyfusie, który powstaje na podstawie powieści Roberta Harrisa. Wspominał też o pracy nad adaptacjami dramatów Szekspira, o konieczności zachowania wierności tekstowi, czego dowodem może być na przykład„Makbet”. Na zakończenie spotkania otrzymał bardzo gorące brawa. Wielki człowiek! Nie tylko dlatego, że potrafi robić znakomite filmy, ale dlatego, że jest naprawdę niezwykle skromny.
Tyle, w wielkim skrócie, udało mi się wysłuchać i dowiedzieć pierwszego dnia Salonu. Co przyniesie dzień jutrzejszy?