Gdy przed wieloma laty po raz pierwszy przyjechałam doParyża, znajomi zabrali mnie do słynnych „Les Halles”, dumnie pokazując jakąśarchitektoniczną hybrydę wewnątrz której mieściło się centrum handlowe, kilkamniej lub bardziej modnych butików, kino, basen-słowem nic szczególnego. Zgrzeczności nie pytałam, alenaprawdę nie wiedziałam co w tym miejscu wyjątkowego i co, tak naprawdę mam podziwiać.
Ostatnio zaglądałam w okolice Les Halles dosyć często, a to chcąc pokazaćznajomym odwiedzającym Paryżdzielnicę „przyjemności ciała” -ulicę St. Denis i jejmalownicze córy Koryntu albo Montorgeuil, gdzie pełno przewybornych restauracjio apetycznychnazwach takich jak „Cielak, który ssie”, „Świńska nóżka” czy „Zielona kapusta”. Montorgeuil toponoć nadal najbardziej „gastronomiczna” ulica Paryża. Wypatrzyłamteż w kościele Sw. Eustachego witraże ufundowane przez producentów wędlin.
Ale z pewnością nigdy nie zdołałabym sobie wyobrazić czym były dla Paryżaowe „les Halles”, gdyby nie otwarta niedawno w miejskimratuszu wystawa znakomitego francuskiego fotografa RobertaDoisneau.
Kilku słów o historii tegoniezwykłego miejsca. Wiadomo, że paryskie targowisko istniało już w XVI wieku,gdyż właśnie tam miasto wyznaczyło przestrzeń na handel chlebem, jajkami,masłem i serami. Stąd też okoliczne ulice przyjmowały nazwy proponowanych natargu produktów: boczku, szewców, pościeli, starzyzny…
34, rue Montorgueil, Paryż 1953, Robert Doisneau
Ale modernizacją paryskiegotargowiska zainteresował się dopiero Napoleon. W 1811 roku podpisał dekret,zezwalający na budowę potężnej hali. Projekt ten jednak upada wraz z Cesarzem i powraca dopiero w 1851 roku, za Napoleona Bonaparte, który kładziekamień węgielny pod budowę nowych hal. Z wielu powodów budowa zostaje wstrzymanai dopiero za Napoleona III baron Haussmann daje Baltardowi zadanie zaprojektowanianowych hal „z metalu i tylko z metalu”. Na dziesięciu hektarach stanie dziesięćpawilonów, których budowa zostanie zakończona w 1870 roku. W dwa lata późniejopisze je w „Brzuchu Paryża” Emil Zola. Są piękne, nowoczesne, z potężnymipiwnicami, oświetleniem i dostępem do wody. ”Kąpiąc się w promykach rozpoczynającegosię dnia, kwadratowe, jednolite, objawiły się niczym nowoczesne maszyny, trudnedo zmierzenia, rodzaj dymiących mechanizmów, niczym wrzący gar przygotowującyposiłek dla ludu, gigantyczny metalowy brzuch, zaśrubowany, nitowany, zrobionyz drewna, szkła i odlewu, o elegancji i sile silnika”-tak pisał w „Brzuchu Paryża”o nowych Halach Zola.
Paryskie hale po wojnie, totętniąca życiem dzielnica, niekoniecznie bezpieczna. Schronienie znajduje wnich również światek podziemny, kwitnie prostytucja. Życie toczy się tam dzieńi noc.
Portret z papierosem, Paryż 1967, Robert Doisneau
Doisneau i paryskie hale to długa historia odwzajemnionej i tragicznejmiłości. Miał 21 lat, gdy w roku 1933 poraz pierwszy wykonał pierwsze zdjęcie „Halles”. Ale ich kronikarzem w pełnym tego słowa znaczeniustał się dopiero po wojnie. W 1953 roku, zainstalował tam, jak mawiał,swoją „ pułapkę kłusownika” czylispędzał dnie i noce krążąc gdzieś pomiędzy kościołem Sw.Eustachego i dwunastoma pawilonami Baltarda.
Niewielu turystów trafia do miejsca, gdzieżycie ujawnia się w całej swojej brutalności, ale Hale są miejscem, gdziespotyka się cały Paryż, biedny i bogaty, wykwintny i pachnący prowincją.Doisneau ze swoim Relleiflexem 6X6 śledzi, obserwuje, podgląda. Fascynuje go, podobnie jak wielu innych fotografów z epoki, Kertesza,Brassaia, Cartier-Bressona i Ronisa- życie codzienne mieszkańców Paryża. Halesą tego życia kwintesencją.
Handlarka z Hal, Robert Doisneau
Wszyscy go doskonale znają, uważając za nieszkodliwego maniaka.Jest u siebie, krążąc wśród sprzedawców mięsa w zakrwawionych fartuchach,handlarzy kwiatów, warzyw, iryb. Fascynuje go wczesno-poranny gwar, kłębiącysię wokół straganów klienci. Te wizyty stały się z czasem coraz częstsze, przede wszystkimdlatego, że stało się jasne , że hale muszą zniknąć, że ich los jest już przesądzony aprzenosiny do Rungis to tylko kwestiaczasu.
To prawda, że dzielnicaznajdowała się w katastrofalnej sytuacji sanitarnej. 50 proc. mieszkań nie miałodostępu do wody. W okolicznych domach tłoczyło się tysiące ludzi napływającychz prowincji w poszukiwaniu lepszego życia. Znajdowali pracę w Halach, trudniejbyło o godne mieszkanie. Centrum miasta dusiło się pod natłokiem dowożących donich żywność ciężarówek. Nie mówiąc oszczurach…A Francja była potężnym, modelowym państwem w Europie-jego stolicamusiała być czysta, sterylna. Hal należało się więc pozbyć jak najszybciej.
Doisneau, chociaż nigdy nie miałżadnych skłonności aktywisty, zaangażował się w ocalenie Hal. „Był chory zwściekłości”-wspominają znajomi. Ale świadomy, że nie da się ich ocalić, od lat60-tych, systematycznie rozpoczął je dokumentować.
Plac budowy na miejscu byłych Hal, Paryż, lipiec 1974, Robert Doisneau
Wystawa jest opowieścią o tym, co artyście udało się utrwalić i zachować. Obrazy są to niezwykle, choć niewielkichrozmiarów i czarno-białe. Może powinny być na stale pokazywane tam, gdzie kiedyś były Hale? Gdystoimy w godzinnej kolejce przed wejściem na wystawę, daje się wyczuć nostalgięza starym, nieistniejącym już dziś Paryżem. Za miastem, którego sercem i„brzuchem” była Hale.