Od tygodnia jestem w podróży. Wyruszyliśmy tym razem na wakacje zwane we Francji feriami „Wszystkich Świętych” na wschód. Przejechaliśmy przez Auxerre i Besancon, przedarliśmy się przez przełęcze Jury i zatrzymaliśmy w Bernie, stolicy Szwajcarii- mieście do którego mam wiele sentymentu. Mieszkałam w nim kiedyś siedem lat i znam jego każdy zaułek, prawie każdy kąt. Obiecywałam sobie przed podróżą, że pierwsze kroki skieruję do miejscowej świątyni sztuki czyli do Kunstmuseum, jednak chęć pospacerowania „po śladach” sprzed lat, spowodowała, że prawie nie zastanawiając się, zeszłam w dół Pałacu Federalnego do Marzili, nad brzeg przecinającej miasto na pół rzeki Aary.
Dzień był przepiękny, słoneczny. Mimo późnego października, w Aarze pływali jeszcze odważni, a na basenie Marzili rozłożyli instalacje szwajcarscy artyści (może jeszcze o nich napiszę, bo to był taki trochę paryski FIAC). Podążając wzdłuż rzeki natrafiłam na Dampfzentrale, miejsce najciekawszych wydarzeń kulturalnych miasta (odbywały się tam właśnie Dni Tańca) i wreszcie, do mojego ulubionego miejsca-do berneńskiego Tierparku, gdzie zawsze wydawało mi się, że zwierzęta są tam szczęśliwe. Dowód? Tych kilka zdjęć zrobiłam w ubiegły piątek taplającym się w wodzie, prześmiesznym i bardzo fotogenicznym pelikanom. Rozbawiły mnie te białe pokraki o długich, żółtych dziobach swoimi oblucjami a więc z wielką radością dzielę się z Wami ich widokiem...