Mieszkam dosłownie dziesięć minut spacerkiem od Lasku bulońskiego, ale zaglądam tam rzadko. Nadarzyła się więc znakomita okazja, tym bardziej, że pragnęłam zaspokoić swoją ciekawość i obejrzeć reklamowany już od kilku tygodni „ Japoński Ogród” utworzony w Ogrodzie Aklimatyzacyjnym.
Porte Maillot, przy którym znajduje się wejście do Lasku jest potężnych rozmiarów węzłem komunikacyjnym, stąd zjeżdża się na obwodnicę, w stronę centrum miasta, do Łuku Triumfalnego i nawet trudno sobie wyobrazić, że dosłownie dwa kroki w głąb, może znajdować się prawdziwa oaza spokoju. Przy wejściu do Lasku Bulońskiego od strony Porte Maillot stoją kasy biletowe. W ciepłe dni, takie jak wczoraj stoi przed nimi dość sporych rozmiarów kolejka i odnosi się wrażenie, że znalazły się w niej wszystkie młode paryskie rodziny, które los i natura obdarzyła bardzo licznym potomstwem. Jest ich co niemiara! Przytupują, podśpiewują, jazgoczą bez chwili spokoju, i niecierpliwą się w kolejce na wycieczkę zabytkowym „małym pociągiem” i na wszystkie atrakcje, które czekają je w Ogrodzie Aklimatyzacyjnym…
Nadjeżdża lilipucich rozmiarów pociąg, wagoniki napełniają się dzieciakami, robi się powoli tłoczno. Ten przeuroczy pociąg ma swoją bardzo długą, sięgającą drugiej połowy XIX wieku historię. Został wymyślony przez francuskiego inżyniera Paula Decauville’a, który jak wieść niesie, skonstruował ten dwuszynowy pojazd, aby przewozić ze swojej fermy buraki cukrowe. Ponad 130 lat temu zrobił nim furorę na wystawie światowej i został zakupiony na potrzeby Lasku Bulońskiego.
Miniaturową kolejką wjeżdża się do Ogrodu Aklimatyzacyjnego triumfująco. Po pierwsze , przygląda nam się z zazdrością w oczach dziki tłum stojący wokół ogrodzenia i czekający w kolejce po bilety. My już je mamy w kieszeni. Wysiadamy w samym środku japońskiego miasteczka, które wygląda rzeczywiście imponująco. Przypomina on po trosze jarmark pod gołym niebie, wzdłuż ścieżek stoją gęsto ustawione stragany z japońskimi produktami, mnożą się bary i restauracje z japońską kuchnią. W głębi widać scenę, z której dochodzi do nas śpiew i japońska muzyka, przemykamy się pomiędzy atelier, w których młode japonki przymierzają kimona a dzieci szukają dla siebie robionych z delikatnego pergaminu dmuchanych zabawek. Nie brakuje też gigantycznych rozmiarów japońskich marionetek, które defilują wzdłuż głównej alei.
Ogród Aklimatyzacyjny to jednak przede wszystkim tysiące atrakcji dla dzieci, rodzaj wesołego miasteczka i ogrodu zoologicznego z bardzo, bardzo długą, nie zawsze różową przeszłością. Tak naprawdę ogród założony został z myślą o pokazywaniu w nim wszelkiego rodzaju zwierząt egzotycznych (czy stąd pochodzi nazwa?), trzymano w nim żyrafy, słonie, antylopy, niedźwiedzie i wiele innych unikalnych okazów. Podziwiały je wówczas takie sławy jak Dumas, Offenbach, Berlioz czy Gautier. Czarne dni Ogrodu nastały w okresie oblężenia Paryża w 1870 roku. Gdy sami mieszkańcy miasta musieli się żywić szczurami i kotami, nie było mowy, aby było czym wykarmić zwierzęta egzotyczne. Wówczas odstrzelone zostały między innymi największe atrakcje, dwa słonie, Castor i Pollux, które wylądowały niedługo później na stole najlepszej paryskiej restauracji.
Tym razem największe emocje wzbudza potężnych rozmiarów niedźwiedź oraz niezliczona ilość ptactwa, brodzącego w przepływającym po ogrodzie strumyku. No i niezliczona ilość zjeżdżalni, elektrycznych kolejek, trampolin…oraz spacery na plecach wielbłąda.
Polecam Ogród Aklimatyzacyjny wszystkim odwiedzającym Paryż z maluchami a zainteresowanym Japonią, jeszcze do 8 maja –obejrzeniem „Japońskiego Ogrodu”-najlepiej w piękny słoneczny dzień!
Udało mi się również dowiedzieć jak po japońsku pisze się
"Holly":